Kiedy jesienią 1999 roku przeprowadziłem się do Warszawy, jedną z pierwszych rzeczy, które chciałem zrobić, było założenie nowego zespołu. Prawda jest taka, że głównie w tym celu zamieszkałem w Warszawie. Na początku nie było łatwo, ale po kilku miesiącach zacząłem poznawać muzyków z lokalnej sceny. Wertowałem ogłoszenia zamieszczane w internecie, publikowałem też własne. W końcu odezwał się do mnie niejaki Tomek Hołówka i tak oto w lutym 2001 roku znalazłem się na próbie nowej formacji, jeszcze bez nazwy.
Tomasz Hołówka grał na saksofonie, na gitarze Konrad Żywiecki, na instrumentach perkusyjnych Piotr Dąbrowski, ja dołączyłem na basie. Brzmiało to wszystko bardzo obiecująco, brakowało jednak mocniejszej perkusji (Piotr Dąbrowski grał głównie na tzw. przeszkadzajkach). W końcu zaprosiłem na próbę Andrzeja „Kwiatka” Kwiatkowskiego, człowieka, który pracował podówczas jako realizator dźwięku w legendarnym klubie Jazzgot. Z „Kwiatkiem” w składzie zagraliśmy pierwszy koncert (latem 2001) – i tak zespół Wiosna się narodził. Muzycznie była to mieszanka jazzu, rocka, etno, muzyki klubowej i zasadniczo wszystkiego co przychodziło nam do głowy. Pamiętam, że jedną z głównych inspiracji było Naked City Johna Zorna – czyli mieszanie wszystkiego ze wszystkim. Głównym kompozytorem był Hołówka, ja też napisałem parę numerów, aranżowaliśmy materiał wspólnie.
Po pierwszym koncercie zespół postanowił opuścić Konrad Żywiecki (później założył jeden z najpopularniejszych wśród muzyków sklepów ze sprzętem – MUSICTOOLZ). Zastąpił go Krzysztof Nowicki – tak powstał „klasyczny”, kwintetowy skład zespołu. Graliśmy bardzo dużo prób w tak zwanym Domku Ślimaka – sali prób przy ulicy Trakt Lubelski, gdzie dojeżdżałem autobusem z dwoma przesiadkami – podróż zajmowała około godziny!
Ponieważ grało nam się coraz lepiej i kawałki powstawały szybko, postanowiliśmy wejść do studia i zarejestrować pierwszy album. Wybraliśmy prowadzone przez Roberta Srzednickiego studio Serakos i w miesiąc nagraliśmy płytę zatytułowaną „Prima Aprilis”. Przez rok nie mogliśmy dla materiału znaleźć wydawcy, płyta ukazała się jednak w końcu w 2002 nakładem zaprzyjaźnionej firmy Katiusza Pop i zebrała bardzo dobre recenzje.
Po zagraniu kilku koncertów promujących płytę, szybko zabraliśmy się za pracę nad kolejnym materiałem. Niestety, sytuację skomplikował wyjazd Krzysztofa Nowickiego, który na kilka miesięcy znalazł się zagranicą (miał kontrakt z zespołem muzycznym grającym… w cyrku!). Z zespołu odszedł też Piotr Dąbrowski. Próbowaliśmy grać ze znakomitym gitarzystą Marcinem Olakiem, ale nie do końca byliśmy w stanie dopasować się stylistycznie. Do składu dołączył pianista Michał Marecki (później klawiszowiec T.Love). W końcu do Polski powrócił Krzysiek Nowicki i wróciliśmy do pracy nad nową płytą.
Powstawały nowe kawałki, graliśmy koncerty, jednak nasze drogi powoli zaczęły się rozchodzić. Tomasz Hołówka założył „konkurencyjny”, bardziej tradycyjnie jazzowy zespół Baga Baga. Ja z Kwiatkem i Krzyśkiem Nowickim stworzyliśmy grające free-jazz Ślimak Trio. Rozstaliśmy się też z Michałem Mareckim. Ostatni koncert, który podobnie jak pierwszy zagraliśmy w klubie Jazzgot, odbył się w kwartecie – Hołówka, Nowicki, Tarkowski, Kwiatkowski. To był styczeń 2004 roku. O ile dobrze pamiętam, nigdy formalnie nie rozwiązaliśmy zespołu, nigdy więcej nie zagraliśmy jednak razem. Przygodę z muzyką off-jazzową kontynuowałem w ramach nowej formacji o nazwie Batyskaf. Natomiast współpracę z Andrzejem „Kwiatkiem” Kwiatkowskim kontynuowaliśmy w zespole Płyny.