3 NAJLEPSZE DOŚWIADCZENIA – uliczne jedzenie, tradycyjny tajski masaż, buddyjskie świątynie

3 WADY – dużo turystów, wszechobecna prostytucja, pijani imprezowicze z krajów anglosaskich; UWAGA, dla niektórych ludzi te wady mogą być zaletami

Tajlandia to najpopularniejsza podróżnicza destynacja w Azji Południowo Wschodniej. Co roku odwiedza ją ponad 30 milionów turystów z całego świata. Tajowie są bardzo dumni z tego, że jako jedyny kraj w regionie nie dali się skolonizować, ani Brytyjczycy ani Francuzi nie zdołali przejąć nad nimi pełnej kontroli. Sytuacja polityczna bywa niestabilna, ale dużą pomocą dla utrzymania państwa w całości jest instytucja króla, który panuje pomimo zmieniających się często rządów i premierów. Warto zauważyć, że poprzedni król Tajlandii, Bhumibol Adulyadej, rządził krajem przez 70 lat. Warto też wiedzieć, że w Tajlandii krytykowanie króla i szeroko pojęta obraza majestatu jest karana więzieniem (nawet do kilkunastu lat).

Do Tajlandii pojechałem dosyć późno, bo dopiero w styczniu 2017 roku. Jest to o tyle nietypowa sytuacja, że Tajlandia stanowi zazwyczaj punkt startowy dla miłośników wyjazdów na wschód. Dlaczego tak jest? Odpowiedź jest stosunkowo prosta, ten kraj ma wszystkie charakterystyczne dla Azji cechy a jednocześnie jest cywilizacyjnie na tyle rozwinięty, że łatwo po nim podróżować. Drogi są dobre, hotele czyste i wygodne, jedzenie pyszne i tanie a ludzie zawsze uśmiechnięci. Tajlandia to turystyczna mekka, która doskonale zdaje sobie sprawę ze swojej atrakcyjności.

autor w Tajlandii, 2017

W sumie sam nie wiem dlaczego nie przyleciałem tam wcześniej. Z powodu splotu różnych wydarzeń to Indie były moją „bramą” do Azji, a potem zawsze inne kraje były mi bardziej po drodze. Kiedy jednak w końcu wylądowałem w Bangkoku, wiedziałem, że nie będę się nudził. Od razu spodobał mi się tutejszy luz, wspaniałe uliczne jedzenie, wszechobecne buddyjskie świątynie. Trzeba mieć świadomość, że Tajlandia ma też swoją mroczną stronę (świetnią opisaną w książce „Człowiek w przystępnej cenie” Urszuli Jabłońskiej) ale każdy kto przyjeżdża tu na kilka tygodni wakacji raczej nie ma szans tego doświadczyć.

Moją przygodę z Bangkokiem zacząłem od spotkania z poznaną na portalu Couchsurfing Tajką o imieniu Hana. Był to strzał w dziesiątkę. Hana szybko pokazała mi jak „obsługuje się” Bangkok, gdzie najlepiej zjeść, czym się przemieszczać, co zobaczyć. Zabrała mnie na fantastyczny targ wodny w miejscowości Amphawa a potem do obłędnego food courtu pod gołym niebem. Dzięki niej znalazłem też świetną księgarnię i nauczyłem się kilku przydatnych słów po tajsku. Od tamtej pory miałem przyjemność odwiedzić stolicę Tajlandii już kilkukrotnie i nigdy nie przestaje mnie zaskakiwać. Mówi się często, że jeśli czegoś nie ma w Bangkoku to znaczy, że nie ma tego nigdzie na świecie. Za każdym razem jednak przynajmniej raz wpadam na najsłynniejszą imprezową ulicę Azji czyli Khao San Road (oraz równoległą do niej Rambuttri). To bardzo turystyczne miejsce, ale jest coś niezwykle uroczego w tym, że istnieje ulica, na którą zjeżdżają się ludzie z całego świata, żeby się po prostu razem upić. Europejczycy, Amerykanie, Chińczycy, Rosjanie, Arabowie, Hindusi, wszyscy siedzą tam, piją piwo, palą skręty, jedzą smażony ryż z kurczakiem i słuchają jak lokalne zespoły z Tajlandii przygrywają im do tego „Hotel California” albo kawałki Red Hot Chilli Peppers. Doświadczenie jedyne w swoim rodzaju.

Khao San Road za dnia

Później poleciałem na północ kraju, do miejscowości Chiang Mai i Chiang Rai, gdzie miałem okazję spróbować jeszcze innych lokalnych dań, obejrzeć kilka kolejnych wspaniałych buddyjskich świątyń oraz poznać wiele sympatycznych Polek i Polaków (Tajlandia to wszak bardzo popularna destynacja).

Chiang Mai słynie jako jedno z najpopularniejszych na świecie miast dla tak zwanych cyfrowych nomadów, czyli ludzi łączacych zdalną pracę z podróżami. Klimatyzowane kawiarnie pełne są młodych ludzi z całego świata, którzy pochyleni nad laptopami sączą sojową latte. Ja wolałem zapisać się na kurs kulinarny i nauczyłem się przygotowywać kilka klasycznych tajskich dań. Chyba nigdy nie wykorzystałem potem tej wiedzy w praktyce ale zabawa była przednia.

W Chiang Rai odwiedziłem Białą Świątynię, dzieło życia pewnego kontrowersyjnego tajlandzkiego artysty. Generalnie świątynia przypomina wielką gipsową bezę a specyficznego uroku dodaje jej wkomponowanie takich postaci jak m.in. Predator, Terminator, jeden z Cenobitow z Hellraisera czy Neo z Matrixa. Dodam, że obiekt otaczają sklepiki, lodziarnie, punkty szybkiej gastronomii, co dodaje jeszcze klimatu kojarzącego się odrobinę z odpustem w Sochaczewie.

Biała Świątynia w Chiang Rai

Na koniec pojechałem jeszcze do starej stolicy Tajlandii, czyli Ayutthayi. Można tam łatwo dostać się pociągiem z Bangkoku. Na miejscu znajdują się spektakularne ruiny, pamiątka po dawnym splendorze kraju. Ayutthaya została zniszczona podczas najazdu Birmańczyków i podobno do dziś wielu Tajów traktuje mieszkańców Birmy ze sporą rezerwą. Jest to bardzo ciekawe miejsce, chociaż przyznać muszę, że jeśli ktoś nie lubi upałów, to zwiedzanie ruin może być dla niego sporym wyzwaniem, bo prawie nigdzie nie ma tam cienia (nie wspominając o klimatyzacji).

Ayutthaya

Wróciłem do Tajlandii w grudniu 2018, czyli prawie dwa lata później. Tym razem chciałem zwiedzić wyspy na południu kraju. Mają one swoją specyfikę. Są wyspy dla bogatych emerytów. Są wyspy dla backpackerów. Są wyspy, na których nie ma nic oprócz plaży i palm. Są wyspy dla ludzi, którzy lubią imprezować do rana i pić alkohol wiadrami. Są też takie wyspy jak Phuket, które mają tego wszystkiego po trochu. Byłem na niej, ale odwiedziłem też prowincję Krabi, z przepiękną plażą Railay oraz bardziej dziką wyspę Koh Jum. Wspiąłem się również na Monkey Temple w Krabi oraz zobaczyłem kolejne dziesiątki złotych, buddyjskich świątyń (czy to się kiedyś nudzi?).

Wciąż jest wiele regionów, które czekają na odwiedzenie, zawsze też chętnie wrócę do Bangkoku czy Chiang Mai. Chyba nigdzie na świecie nie ma miejsca, w którym za tak niewielkie pieniądze można zjeść tak pyszne dania, w dodatku w tak pięknych okolicznościach przyrody. I jeszcze te ich masaże! Warto wybrać się do jednego z salonów tradycyjnego tajskiego masażu, gdzie miłe panie przy pomocy łokci i kolan zadają wiele cierpienia. Warto przy tym upewnić się, że dany salon ma faktycznie w ofercie tajski masaż a nie tak zwany „masaż z happy endem”. Prostytucja w Tajlandii jest niezwykle szeroko rozpowszechniona i zwykle widać na pierwszy rzut oka czy mamy do czynienia z masażystką czy prostytutką. Wskazówka – jeśli dziewczyna nosi mini spódniczkę, obcasy i wyzywający makijaż, najprawdopodobniej nie ma zamiaru robić tradycyjnego tajskiego masażu.

wyspa Koh Jum