W styczniu 2019 roku byłem w Indiach. Akurat skończyłem kilkudniową wizytę w mieście Hyderabad i zamierzałem jak najszybciej przedostać się na zachodnie wybrzeże, do stanu Goa. W indyjskich realiach jest właściwie tylko jeden sposób, żeby przedostać się gdzieś szybko. Tym sposobem jest samolot. Na szczęście loty wewnętrzne w Indiach są tanie i powszechnie dostępne, siedziałem więc już na pokładzie samolotu jednej z lokalnych linii lotniczych i czekałem na start.
To był ostatni spokojny moment tej podróży. Turbulencje zaczęły się właściwie od razu po starcie i trwały z przerwami przez ponad godzinę. Kiedy tylko na moment zrobiło się mniej burzliwie, stewardessy rozdały pasażerom po kubku gorącego napoju. Oczywiście sekundę po tym jak dostałem do ręki plastikowy kubek z kawą, turbulencje wróciły. Do lęku przed rozbiciem się samolotu doszło przeświadczenie, że obleję się zaraz wrzątkiem, albo obleje mnie nie mniej przerażony człowiek siedzący obok mnie.
Kiedy tak lecieliśmy, pomyślałem sobie, że w razie katastrofy lotniczej wszystkie moje wspomnienia z prawie 10 lat podróży po Azji zginą bezpowrotnie. Wtedy postanowiłem, że jeśli dolecę do celu, muszę je chociaż spisać w formie pozwalającej na opublikowanie strony internetowej. Lot zakończył się szczęśliwie (i nie wylałem na siebie kawy!), musiałem więc spełnić obietnicę. Zajęło to co prawda dwa lata, ale do historii podróżniczych dorzuciłem też refleksje na temat zespołów, które współtworzyłem, więc chyba było warto 😉
Tak czy siak, zapraszam do lektury!